Autor: Karol "Rookie"
Suzuki B-King budzi wiele emocji. Zazwyczaj skrajnych emocji. Jednych zadziwia i rzuca na kolana, innym wydaje się kupą plastiku z silnikiem od słynnej Hajki. Jakby nie było B-King nie pozostaje niezauważony.
W naszej kochanej Ameryce znaleźli się jednak tacy, którym to co dała fabryka to mało, bardzo mało!!! Ekipy Gregg’s Customs i Jon Ward postanowiły zrobić z B-Kinga coś więcej. Nadały mu więc kształt top-modelki wyposażonej w przepiękną biżuterię. Pomysł conajmniej ryzykowny, ale jak sami zobaczycie finał jest piękny.
Stockowy B-King to naprawdę wielki motocykl. Duży i masywny. Gdzie by nie rzucić okiem widzimy, że to waga ciężka. Duża lampa, osłony baku czy wieńczący dzieło potężny wydech. Amerykańskie „chopaki” postanowiły zmienić ten wizerunek. Zaczęli od wychudzenia tyłu B-Kinga. Stąd też na w motocyklu mamy zadupek od GSX-R, umieszczony na nowej subramie. Jest też zupełnie nowe siodło. Oryginalne podnóżki zastąpiono customowanymi alusami, a tylne koło zainstalowano w jednoramiennym wahaczu konstrukcji Gregg’s Customs. Obręcze też są nowe. Rama jest wypolerowana - typowy „american way”. Na koniec w odstawkę poszedł oryginalny wydech. Zamiast niego zainstalowano pojedynczą, lekką tubę. Motocykl schudł, ale mimo to jest jeszcze bardziej agresywny.
Zgrabnie prawda!? Jak dla mnie bajka !!!