1. Runda Motocrossowych Mistrzostw Świata – GP Bułgarii. Relacja.
Dodano: 2010-04-08 17:10:54
Autor: Łukasz "MXracer"
I w końcu nadeszła ta piękna chwila, czyli rozpoczęcie motocrossowych
Mistrzostw Świata 2010. Pierwszy start wypadł bardzo obiecująco, co
dobrze wróży zmaganiom sezonu 2010. Szczególne powody do zadowolenia ma
zespół...
W tym roku gospodarzem inauguracyjnej rundy motocrossowych Mistrzostw Świata stała się Bułgaria z torem w Sevlievo. Przypomnijmy – w sezonie 2009 pierwsza runda odbyła się we Włoskiej Faenzie, która jak pamiętamy, pod wpływem silnych opadów zmieniła się… w zwykłe bagno! Ale hola hola – przeszłość zostawmy już w spokoju… A więc Gorna Rositza (nazwa bułgarskiego toru) został świetnie przygotowany, co z resztą przełożyło na rywalizację. Do dzieła!
KLASA MX2:
W przedsezonowych sondażach „dwójki” głośno było przede wszystkim wokół dwóch nazwisk: Roczen i Musquin. Jak możemy powiedzieć na chwilę obecną – nie bez powodu. W Savlievo obaj Panowie dali czadu i dzięki temu na chwilę obecną zajmują dwa czołowe miejsca w klasyfikacji generalnej. Ale po kolei…
Bieg pierwszy:
Od pierwszego opuszczenia bramek w klasie MX2 w tym sezonie dzieliło nas już tylko kilka chwil. Musquin, Roczen, Simpson, Osborne, Frossard i reszta ekipy była już gotowa i rwała się do walki. W końcu maszyny startujące opadły i do naszych uszów dobiegł ryk setek decybeli wydobywający się z czterosuwowych 250- tek, a w powietrzu latały kawałki toru Gorna Rositza. Pierwszym riderem, który znalazł się w bramie był jeździec ze stajni „pomarańczy” – Marvin Musquin, który w tym roku może poszczycić się numerem „jeden” na tablicy. Nie ma, co ukrywać – to był jego bieg. Od początku przejął inicjatywę i prowadzenia nie oddał już do samego końca. W pierwszej fazie, tb. na pierwszym okrążeniu na ogon siadł mu Holender Herlings, ale szybko spadł niżej bo do szarży wkroczył Ken Roczen, jadący już kolejny sezon dla Suzuki. Od objęcia „second place” na drugim „lapsie”, w jego wyniku nie zaszły już żadne zmiany i na metę wparował zaraz za Marvinem Musquinem. Trzeci w tej stawce ulokował się Steven Frossard na Kawie, który podobnie jak Roczen od awansu na drugim okrążeniu nie zmienił nic – na mecie zjawił się więc jako trzeci. Arnaud Tonus, którego w tym sezonie możemy zobaczyć pod namiotem Suzuki, na metę, ze stratą +0:57.920 wjechał jako czwarty. Pierwszy bieg więc bezapelacyjnie należał do obrońcy tytułu – Musquina.
Bieg drugi:
W biegu drugim czołówka zgotowała nam powtórkę z poprzedniego biegu. Na myśli mam oczywiście postawę Kena i Marvina, którzy tak jak w biegu poprzednim zajęli drugie i pierwsze miejsce. Trzeci tym razem wylądował Jeffrey Herlings, a czwarty, po dość długiej walce był Steven Frossard. Zaliczył on bowiem pewny start, lecz później spadł na piątą pozycję, po to aby na 15. okrążeniu wskoczyć na miejsce Tonusa. Dzięki tej zagrywce Arnaud poleciał oczko niżej, czyli bieg drugi skończył na pozycji piątej. Zach Osborne zajął siódmą lokatę, a Szkot Simpson – dziewiątą. Tak po krótce mówiąc przebiegła rywalizacja w biegu drugim.
Nie trzeba było sumować wyników z obu biegów, żeby oświadczyć światu, kto wygrał GP Bułgarii w klasie MX2. Oczywiście osobnikiem, który stanął najwyższej wśród zwycięzców był Marvin Musquin. Schodek niżej przypadł Kenowi Roczenowi, natomiast „dół” obstawił Steven Frossard. I tak oto na konto zwycięzcy wpłynęło 50 punkciorów; konto Pana na schodku No.2 – 44 pkt. a na konto „trzeciego z wygranych” – 38 pkt. To była naprawdę dobra rywalizacja. Miejmy nadzieję, że Ci kolesie jeszcze niejednokrotnie dostarczą nam takich emocji!
Klasa MX2 – wyniki po GP Bułgarii:
1. Marvin Musquin, Francja, (KTM)
2. Ken Roczen, Niemcy, (Suzuki)
3. Steven Frossard, Francja, (Kawasaki)
4. Jeffrey Herlings, Holandia, (KTM)
5. Arnaud Tonus, Szwajcaria, (Suzuki)
Klasa MX2 – klasyfikacja generalna (po pierwszej rundzie):
1. Marvin Musquin, 50 pkt.
2. Ken Roczen, 44 pkt.
3. Steven Frossard, 38 pkt.
4. Jeffrey Herlings, 35 pkt.
5. Arnaud Tonus, 34 pkt.
Klasa MX2 – klasyfikacja producentów:
1. KTM, 50 pkt.
2. Suzuki, 44 pky.
3. Kawasaki, 38 pkt.
4. Yamaha, 27 pkt.
5. Honda, 10 pkt.
6. TM, 0 pkt. Klasa MX1:
Pierwszy w tym sezonie start w „mistrzowskiej” zagarnęli na swoje konto jeźdźcy z Red Bull KTM Factory Racing Team, a mianowicie Maxi Nagl oraz nowy „nabytek” zespołu – Tony Cairoli. Świetną jazdą popisał się również Clement Desalle, który po dwóch biegach ostatecznie zajął najniższy schodek „trójki”.
Bieg pierwszy:
Od linii startu aż do linii miety biegiem tym zawładnął Maximilian Nagl. Doskonały start, szybkie wyrobienie pozycji lidera i nieustanne powiększanie swojej przewagi – to właśnie klucz do sukcesu niemieckiego ridera. Od pierwszych metrów na gumie siedział mu jednak rider z #19 na tablicy – Mistrz Świata 2008, David Philippaerts. Clement Desalle – trzeci po pierwszym biegu i tak jak już wspomniałem na wstępie, również zasługuje na aplauz. Clement udowodnił, ze potrafi się godnie ścigać i że należy się z nim liczyć. Świadczy o tym objęcie przez niego trzeciej pozycji na starcie i utrzymanie jej aż do samego końca. Ken De Dycker, który w tym sezonie zasila skład ekipy Yamahy, nie dał w tym biegu żadnych szans Sebastianowi Pourcelowi, który na pierwszych „lapsach” był tuż za Desalle. Na czwartym już jednak okrążeniu jego miejsce zajął wspomniany De Dycker i nie oddał aż do linii mety. Cairoli w tym biegu bez większych rewelacji. Kiepski start, bo była to dopiero 8. lokata, i powolne pięcie się w górę, z zatrzymaniem na piątym miejscu. Nie dał rady Dyckerowi i z takim też rezultatem zawitał na metę. A wracając jeszcze do Pourcela – ostatecznie chłopak nie ukończył tego biegu. Skończył na 11. okrążeniu, mimo iż początek miał bardzo dobry (przez pierwsze trzy okrążenia – czwarta lokata).
Bieg drugi:
Być może postawa Tonego z biegu pierwszego była tylko przykrywką, albo sposobem na „wyczucie” konkurencji, bo po „łyknięciu” RedBulla przed biegiem drugim, Włoch dostał prawdziwych skrzydeł. Mimo to na starcie najszybszy okazał się ponownie Maxi Nagl, który jak wiemy słynie z mocnych startów. Pozycję lidera zajmował do okrążenia 9, bo na 10 odebrał mu ją zespołowy kolega dosiadający innowacyjnej 350 – Mr. 222. Cairoli po starcie plasował się na trzeciej pozycji. Szybko jednak wskoczył na miejsce wicelidera spychając tym samym De Dyckera w dół. Przed nim był już więc tylko Nagl… który tak jak już wspomniałem – musiał ulec. Co się stało z De Dyckerem? Otóż przez kilka okrążeń utrzymywał „trójkę”, ale w końcu do akcji wkroczył Desalle – dalej już chyba domyślacie się co było. Tak, więc Cairoli, Nagl i Desalle tworzyli pierwszą trójcę. Wydawać by się mogło, że w takiej też kolejności powitamy ich na mecie, ale… nie! Niczym wciekły byk w górę tabeli piął się Belg – Steve Ramon. Po przeskoczeniu Pourcela, na drodze stał mu już tylko rider Suzuki (Clement Desalle). „Żółty” musiał ulec i Ramon był już za Naglem. I pozostał już do końca wyścigu. Jonathan Barragan jeżdżący od tego sezonu dla stajni Kawasaki, po drugim biegu zajął 7. pozycję, w rezultacie kończąc na takim samym miejscu. A co u Nowozelandczyka Coppinsa i jego nowej Aprilii? Otóż bieg drugi zakończył na dziewiątym miejscu (po pierwszym był 10) – rezultat po GP Bułgarii, 9. miejsce.
Drugi bieg „mistrzów” bez wątpienia dostarczył nam więcej emocji niż bieg pierwszy. Mistrzostwa idą, więc w dobrym kierunku. Wiadomo, że jeszcze jest za wcześnie by mówić o tym, co będzie dalej, jednak co do takich nazwisk jak Cairoli, Nagl, czy też Desalle możemy być pewni. Swoje trzy grosze będzie się starał wcisnąć Philippaerts (po drugim biegu 7.) oraz Ken De Dycker. Steve Ramon, po zeszłorocznej kontuzji również wygląda na pełnego energii w boju o tytuł. Co jednak przyniesie czas? Będziemy widzieć z tygodnia na tydzień.
Klasa MX1 – wyniki po GP Bułgarii:
1. Maximilian Nagl, Niemcy, (KTM)
2. Tony Cairoli, Włochy, (KTM)
3. Clement Desalle, Belgia, (Suzuki)
4. David Philippaerts, Włochy, (Yamaha)
5. Steve Ramon, Belgia, (Suzuki)
Klasa MX1 – klasyfikacja generalna (po pierwszej rundzie):
1. Maximilian Nagl, 47 pkt.
2. Tony Cairoli, 41 pkt.
3. Clement Desalle, 38 pkt.
4. David Philippaerts, 36 pkt.
5. Steve Ramon, 34 pkt.
A kolejna runda zbliża się wielkimi krokami. Świadkami starcia we włoskiej Montovie będziemy już w najbliższy weekend, czyli 11.04.2010. Bądźcie z nami!