Autor: Tomasz Lorek
Goeteborg, czyli Speedway Grand Prix jakiego nie zobaczyliście w
telewizji. Tomasz Lorek ekskluzywnie i tylko dla Motormax.pl opisuje to
czego nikt nie pokazał, a co budowało wyjątkową atmosferę podczas
szwedzkiej rundy mistrzostw świata na żużlu. Zapraszamy do lektury.
Goeteborg, Gothenburg, Gotemburgo, Gothembourg, Gautaborg… W Szwecji
funkcjonuje powiedzonko: „Kart barn har manga namn” (Ukochane dziecko
nosi wiele imion). Goeteborg jest miastem otwartym na świat. Świadczy o
tym nie tylko fakt, że gdy zakładano ten gród w 1621 roku, jego
pierwszym oficjalnym mieszkańcem był … Holender Johan van Lingen.
Kanały rozszywające Goeteborg nie mają prawa dziwować, bo jako żywo
przypominają Amsterdam. Za czasów panowania holenderskich wpływów, z
portu Goeteborg wyruszyły 132 ekspedycje handlowe do Azji, w XIX-wieku
namiastkę Londynu zapragnęli stworzyć Brytyjczycy, a w XX wieku z
Goeteborga można było wypłynąć w rejs do Nowego Jorku. Dziś chmara
ludzi o różnych kolorach skóry zasiada na portowym nabrzeżu z
buteleczką piwa, operą w tle i przesiaduje do późnych godzin nocnych,
choć tak naprawdę Goeteborga nie otula ciemna kołdra nocy. Wszak to
lato, więc nikogo nie szokuje widok trzech młodych twórców wideoklipu,
którzy tryskają nieskładnymi pomysłami pod pomnikiem Karola Gustawa.
Statyw i kamera upodabniają się do manekinów aż do momentu, gdy
nadchodzi starszy pan, kładzie kule pod monumentem króla, rzuca garść
ożywionej kreatywności, po czym młodzież łapie wenę i świat zaczyna się
kręcić i wirować jak opętany…
Żużlowcy musieli w pocie czoła trenować, gdy uczniowie trąbili i
wrzeszczeli wniebogłosy z pachnących brzozą ciężarówek oznajmiając
koniec roku szkolnego. Jason Crump, Greg Hancock i Andreas Jonsson
przyszli z obowiązku na konferencję prasową, na której jakiś jegomość
ubrany jak na wesele siostry opowiadał o dniach ekologii w świecie
motocykli. Nie padło żadne pytanie z sali, bo dziennikarzy było mniej
niż kanapek skrojonych na skandynawską modłę w zacisznym biurze
prasowym na Ullevi. Crumpie przewracał chłodnym wzrokiem spod daszka
Red Bulla. Co turniej Grand Prix, to Jason demonstrował nowe poszycie
głowy. W Pradze był Elitfonster, ekspert od okien opiekujący się
Vetlandą, w Lesznie Aktiw, a w Goeteborgu Red Bull. To efekt negocjacji
prowadzonych od wielu miesięcy w imieniu Jasona przez jego kumpla z F1,
Marka Webbera. Nie po raz pierwszy Australijczycy rozsypani po świecie
pomagają sobie jak tylko mogą. Kierowca F1 mieszka w tej samej
angielskiej miejscowości, w której urodził się Simon Wigg, legenda
długich torów, świętej pamięci wielki mistrz dbający o kindersztubę –
Aylesbury. Od Goeteborga Jason może być spokojny o niezmienność kolorów
czapki. Pokłosiem tego kontraktu jest konieczność targania ze sobą
dziwacznej puszki, która gdy wymaga tego kamera, połączona jest z
ustami wężykiem znanym z wyścigów F1. Sytuacja jest nowa dla
dwukrotnego mistrza świata, bo w oku kamery widać póki co wężyk, ale
mając w ekipie Dariusza Sajdaka można być spokojnym o podniesienie
pięterka i przeniesienie puszki w rewiry bliższe Manaslu aniżeli
Karkonoszy. Leigh Adams i jego mechanicy biegali jak w ukropie, gdy
trzeba było szykować drugi motocykl Jasonowi. Leigh sam odpalał bike’a,
Mariusz Szmanda na ucho oceniał, że są problemy ze świecą zapłonową, a
„Billy” klęczał przy motocyklu pomagając dopiąć osłonki. Jak to wśród
kangurów… Nie zapomnę przełożonej rundy GP w Goeteborgu w 2003 roku
kiedy zdołano odjechać 3 wyścigi, po czym protesty zawodników zmusiły
BSI do przesunięcia imprezy o tydzień później. Crumpie podszedł wówczas
do Jasona Lyonsa, absolwenta technikum z Irymple i rzucił pytonowskim
żartem: „Jason, ten tor na Ullevi wcale nie wygląda tak źle. Widywałem
gorsze nawierzchnie, np. w poniedziałkowe wieczory na Belle Vue w
Manchesterze.” A Lyons uśmiechał się serdecznie nie przestając palić
swych ukochanych papierosów. I tak żaden z niego rekordzista. Kai
Laukkanen, który teraz bawi się w wyścigi na długim torze i fajnie
śmiga (7 czerwca zajął 4 miejsce w rundzie kwalifikacyjnej MŚ w
niemieckim Bielefeld) bije go na głowę w tej dziedzinie. Żużlowcy
żartują, że Kai popala cygarety nawet wtedy gdy stoi pod prysznicem po
zawodach i co piękniejsze, fajeczka nie chce zgasnąć. Spokojnie.
Papierosy popalali wielcy mistrzowie świata sportu: Tony Rickardsson i
Marat Safin. Legendarny polski fizjoterapeuta, Walt Landers, patrzył z
obruszeniem na zdziwione twarze dziennikarzy, którzy nie mogli pojąć
jak wyczynowy sportowiec, Marat Safin może palić. „Jemu wolno” – mawiał
nieodżałowanej pamięci Walt, który wiedział, że geniuszowi tenisa,
Maratowi nie przeszkadzają takie używki, bo i tak wygrał dwa Wielkie
Szlemy i dwukrotnie sięgał po Puchar Davisa. Przywilej wielkich
mistrzów.
Szczerze współczuję współczesnym gwiazdom GP wychowanym w innym
wymiarze żużla. Olsen niby rozumie chłopców, w końcu sam łamał kości na
żużlu, a każe dzisiejszym rycerzom skakać ze szczęścia, że zaprosił ich
na przepiękny obiekt Ullevi. Wszystko pyszne, koncert Bruce
Springsteena, po którym omal nie zawaliła się konstrukcja Ullevi
stworzył legendę stadionu, który zdumiewa lekkością architektonicznej
formy. Stylizowana morska fala na koronie sprawia jednak, że żużlowcy
czują się jakby wypłynęli w rejs z Goeteborga do Nowego Jorku na
spracowanych łajbach. Co prawda Leigh Adams przyznał, że gdyby miał 10
lat mniej, to ścigałby się po koleinach równie odważnie jak Emil i
Freddie, ale w wieku 38 lat nie zaryzykuje 7 sypialni i stołu
bilardowego pod Mildurą dla solidnego dzwona. Crumpie pyta Olsena:
„Ole, co ty robisz z tym torem do k… nędzy?”, Hans Andersen krzyczy do
Tony Olssona, byłego jeźdźca Swindon i następcy Olsena: „Opanuj się z
tym torem”, a Nicki Pedersen wrzeszczy: „Nie jestem tu dla żadnej p….
telewizji, tylko po to, aby wygrać mistrzostwo świata”, a Olsen patrzy
w siną dal niewzruszony pretensjami. Crumpie oglądał taśmy video oraz
dvd z finałów jakie rozegrano na Ullevi w 1980 i 1984 roku i wyznaje,
że wtedy były to nawierzchnie umożliwiające kapitalne ściganie, a dziś
to walka o życie. Racja, ale nawet zdegradowany księgowy z Kaparny
Goeteborg, który z tęsknoty za żużlem przyczłapał na Ullevi wie, że
czasy świetności speedwaya w dużej aglomeracji miejskiej minęły
bezpowrotnie i już nigdy nie przyjdzie tyle wiary na speedway co za
czasów złota Andersa Michanka w 1974 roku. Wtedy można było jeździć w
starych skórach i był spokój o kibica, dziś jest i tak sporo, bo ponad
16 tysięcy, ale chłopcy nie mogą zdjąć plastronu nawet na sekundę, bo
sponsorzy będą marudzić i kręcić głową. Olsen mówi chłopakom, że
pojmuje ich racje, że jest gorąco i aż korci, żeby zdjąć plastron i
górną część kevlaru pomiędzy biegami, aby ulżyć ciału, ale nic nie może
zrobić z tym fantem, bo skargi już napływają od sponsorów. I chcąc
zdobyć mistrza świata, trzeba zamienić się w nieme zwierzątko, które
odseparuje się od zewnętrznych bodźców i karnie będzie przychodzić na
odprawę, stawiać się wszędzie co do minuty. I cóż z tych zakazów czynią
sobie niepokorne żużlowe duszyczki? Spóźniają się na wyjście tunelem
pod murawą Ullevi tak jak Greg Hancock, który rozmawiał z Travisem
Pastraną przez wirtualny telefon, stąd zabrakło go w kolejce chłopców
wychodzących do prezentacji o czasie. Ikoną żużla jest brak pokory,
szaleństwo duszy, mnogość pomysłów, więc dlaczego władcy SGP chcą zabić
to, co w tym sporcie najpiękniejsze? Rozumiem, że w okolicach potylicy
świeci worek pełen dukatów, ale chyba żadna cena nie może unicestwić
tego jedynego w swym rodzaju cyrku wędrowców…?