Goeteborg, czyli Speedway Grand Prix jakiego nie zobaczyliście w telewizji
Dodano: 2009-06-15 18:42:37
Autor: Tomasz Lorek


Goeteborg, czyli Speedway Grand Prix jakiego nie zobaczyliście w telewizji. Tomasz Lorek ekskluzywnie i tylko dla Motormax.pl opisuje to czego nikt nie pokazał, a co budowało wyjątkową atmosferę podczas szwedzkiej rundy mistrzostw świata na żużlu. Zapraszamy do lektury.


Goeteborg, Gothenburg, Gotemburgo, Gothembourg, Gautaborg… W Szwecji funkcjonuje powiedzonko: „Kart barn har manga namn” (Ukochane dziecko nosi wiele imion). Goeteborg jest miastem otwartym na świat. Świadczy o tym nie tylko fakt, że gdy zakładano ten gród w 1621 roku, jego pierwszym oficjalnym mieszkańcem był … Holender Johan van Lingen. Kanały rozszywające Goeteborg nie mają prawa dziwować, bo jako żywo przypominają Amsterdam. Za czasów panowania holenderskich wpływów, z portu Goeteborg wyruszyły 132 ekspedycje handlowe do Azji, w XIX-wieku namiastkę Londynu zapragnęli stworzyć Brytyjczycy, a w XX wieku z Goeteborga można było wypłynąć w rejs do Nowego Jorku. Dziś chmara ludzi o różnych kolorach skóry zasiada na portowym nabrzeżu z buteleczką piwa, operą w tle i przesiaduje do późnych godzin nocnych, choć tak naprawdę Goeteborga nie otula ciemna kołdra nocy. Wszak to lato, więc nikogo nie szokuje widok trzech młodych twórców wideoklipu, którzy tryskają nieskładnymi pomysłami pod pomnikiem Karola Gustawa. Statyw i kamera upodabniają się do manekinów aż do momentu, gdy nadchodzi starszy pan, kładzie kule pod monumentem króla, rzuca garść ożywionej kreatywności, po czym młodzież łapie wenę i świat zaczyna się kręcić i wirować jak opętany…

Żużlowcy musieli w pocie czoła trenować, gdy uczniowie trąbili i wrzeszczeli wniebogłosy z pachnących brzozą ciężarówek oznajmiając koniec roku szkolnego. Jason Crump, Greg Hancock i Andreas Jonsson przyszli z obowiązku na konferencję prasową, na której jakiś jegomość ubrany jak na wesele siostry opowiadał o dniach ekologii w świecie motocykli. Nie padło żadne pytanie z sali, bo dziennikarzy było mniej niż kanapek skrojonych na skandynawską modłę w zacisznym biurze prasowym na Ullevi. Crumpie przewracał chłodnym wzrokiem spod daszka Red Bulla. Co turniej Grand Prix, to Jason demonstrował nowe poszycie głowy. W Pradze był Elitfonster, ekspert od okien opiekujący się Vetlandą, w Lesznie Aktiw, a w Goeteborgu Red Bull. To efekt negocjacji prowadzonych od wielu miesięcy w imieniu Jasona przez jego kumpla z F1, Marka Webbera. Nie po raz pierwszy Australijczycy rozsypani po świecie pomagają sobie jak tylko mogą. Kierowca F1 mieszka w tej samej angielskiej miejscowości, w której urodził się Simon Wigg, legenda długich torów, świętej pamięci wielki mistrz dbający o kindersztubę – Aylesbury. Od Goeteborga Jason może być spokojny o niezmienność kolorów czapki. Pokłosiem tego kontraktu jest konieczność targania ze sobą dziwacznej puszki, która gdy wymaga tego kamera, połączona jest z ustami wężykiem znanym z wyścigów F1. Sytuacja jest nowa dla dwukrotnego mistrza świata, bo w oku kamery widać póki co wężyk, ale mając w ekipie Dariusza Sajdaka można być spokojnym o podniesienie pięterka i przeniesienie puszki w rewiry bliższe Manaslu aniżeli Karkonoszy. Leigh Adams i jego mechanicy biegali jak w ukropie, gdy trzeba było szykować drugi motocykl Jasonowi. Leigh sam odpalał bike’a, Mariusz Szmanda na ucho oceniał, że są problemy ze świecą zapłonową, a „Billy” klęczał przy motocyklu pomagając dopiąć osłonki. Jak to wśród kangurów… Nie zapomnę przełożonej rundy GP w Goeteborgu w 2003 roku kiedy zdołano odjechać 3 wyścigi, po czym protesty zawodników zmusiły BSI do przesunięcia imprezy o tydzień później. Crumpie podszedł wówczas do Jasona Lyonsa, absolwenta technikum z Irymple i rzucił pytonowskim żartem: „Jason, ten tor na Ullevi wcale nie wygląda tak źle. Widywałem gorsze nawierzchnie, np. w poniedziałkowe wieczory na Belle Vue w Manchesterze.” A Lyons uśmiechał się serdecznie nie przestając palić swych ukochanych papierosów. I tak żaden z niego rekordzista. Kai Laukkanen, który teraz bawi się w wyścigi na długim torze i fajnie śmiga (7 czerwca zajął 4 miejsce w rundzie kwalifikacyjnej MŚ w niemieckim Bielefeld) bije go na głowę w tej dziedzinie. Żużlowcy żartują, że Kai popala cygarety nawet wtedy gdy stoi pod prysznicem po zawodach i co piękniejsze, fajeczka nie chce zgasnąć. Spokojnie. Papierosy popalali wielcy mistrzowie świata sportu: Tony Rickardsson i Marat Safin. Legendarny polski fizjoterapeuta, Walt Landers, patrzył z obruszeniem na zdziwione twarze dziennikarzy, którzy nie mogli pojąć jak wyczynowy sportowiec, Marat Safin może palić. „Jemu wolno” – mawiał nieodżałowanej pamięci Walt, który wiedział, że geniuszowi tenisa, Maratowi nie przeszkadzają takie używki, bo i tak wygrał dwa Wielkie Szlemy i dwukrotnie sięgał po Puchar Davisa. Przywilej wielkich mistrzów.

Szczerze współczuję współczesnym gwiazdom GP wychowanym w innym wymiarze żużla. Olsen niby rozumie chłopców, w końcu sam łamał kości na żużlu, a każe dzisiejszym rycerzom skakać ze szczęścia, że zaprosił ich na przepiękny obiekt Ullevi. Wszystko pyszne, koncert Bruce Springsteena, po którym omal nie zawaliła się konstrukcja Ullevi stworzył legendę stadionu, który zdumiewa lekkością architektonicznej formy. Stylizowana morska fala na koronie sprawia jednak, że żużlowcy czują się jakby wypłynęli w rejs z Goeteborga do Nowego Jorku na spracowanych łajbach. Co prawda Leigh Adams przyznał, że gdyby miał 10 lat mniej, to ścigałby się po koleinach równie odważnie jak Emil i Freddie, ale w wieku 38 lat nie zaryzykuje 7 sypialni i stołu bilardowego pod Mildurą dla solidnego dzwona. Crumpie pyta Olsena: „Ole, co ty robisz z tym torem do k… nędzy?”, Hans Andersen krzyczy do Tony Olssona, byłego jeźdźca Swindon i następcy Olsena: „Opanuj się z tym torem”, a Nicki Pedersen wrzeszczy: „Nie jestem tu dla żadnej p…. telewizji, tylko po to, aby wygrać mistrzostwo świata”, a Olsen patrzy w siną dal niewzruszony pretensjami. Crumpie oglądał taśmy video oraz dvd z finałów jakie rozegrano na Ullevi w 1980 i 1984 roku i wyznaje, że wtedy były to nawierzchnie umożliwiające kapitalne ściganie, a dziś to walka o życie. Racja, ale nawet zdegradowany księgowy z Kaparny Goeteborg, który z tęsknoty za żużlem przyczłapał na Ullevi wie, że czasy świetności speedwaya w dużej aglomeracji miejskiej minęły bezpowrotnie i już nigdy nie przyjdzie tyle wiary na speedway co za czasów złota Andersa Michanka w 1974 roku. Wtedy można było jeździć w starych skórach i był spokój o kibica, dziś jest i tak sporo, bo ponad 16 tysięcy, ale chłopcy nie mogą zdjąć plastronu nawet na sekundę, bo sponsorzy będą marudzić i kręcić głową. Olsen mówi chłopakom, że pojmuje ich racje, że jest gorąco i aż korci, żeby zdjąć plastron i górną część kevlaru pomiędzy biegami, aby ulżyć ciału, ale nic nie może zrobić z tym fantem, bo skargi już napływają od sponsorów. I chcąc zdobyć mistrza świata, trzeba zamienić się w nieme zwierzątko, które odseparuje się od zewnętrznych bodźców i karnie będzie przychodzić na odprawę, stawiać się wszędzie co do minuty. I cóż z tych zakazów czynią sobie niepokorne żużlowe duszyczki? Spóźniają się na wyjście tunelem pod murawą Ullevi tak jak Greg Hancock, który rozmawiał z Travisem Pastraną przez wirtualny telefon, stąd zabrakło go w kolejce chłopców wychodzących do prezentacji o czasie. Ikoną żużla jest brak pokory, szaleństwo duszy, mnogość pomysłów, więc dlaczego władcy SGP chcą zabić to, co w tym sporcie najpiękniejsze? Rozumiem, że w okolicach potylicy świeci worek pełen dukatów, ale chyba żadna cena nie może unicestwić tego jedynego w swym rodzaju cyrku wędrowców…?

Dodaj swój komentarz (kliknij)
statystyka