Autor: Informacja prasowa
Marcin Kondratowicz wygrał tegoroczną edycję Suzuki GSX-R Cup, w klasie 600ccm. Rok temu w tej klasie najlepszy był jego brat Mariusz.
To był twój drugi sezon w wyścigach motocyklowych, jak oceniasz swoje postępy na torze?
Marcin Kondratowicz: Jestem zadowolony z moich postępów w wyścigach motocyklowych. Uważam, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, w tak krótkim czasie. Moje pierwsze ściganie zacząłem od klasy pretendent w zeszłym roku na Hondzie CBR 954, a po dwóch rundach zrobiłem licencję i wystartowałem w Pucharze Polski zajmując ogólnie dziewiąte miejsce. Po tak dobrych wynikach postanowiłem, że zacznę ściganie w następnym roku bardziej poważnie. Kupiłem Suzuki GSX-R 600 i zapisałem się do pucharu Suzuki. Planem było pierwsze miejsce i zdobywanie nowych doświadczeń na torze w Poznaniu i w Czechach. Jestem zadowolony ze zwycięstwa i, że od początku mojej dwuletniej kariery nie zatrzymałem się w miejscu osiągając coraz leprze czasy.
Wcześniej startowałeś w Motocrossie, jak oceniasz różnice w tych sportach?
MK: Motocross, a wyścigi zupełnie się różnią techniką jazdy, jak i przygotowaniem do sezonu. Motocross to sport bardzo kontuzyjny, gdzie wypadki są na porządku dziennym. Na starcie jest około czterdziestu zawodników startujących z jednej linii, wpadających w pierwszy zakręt walczących w nim na łokcie. Dochodzą do tego skoki na parę metrów i nawierzchnia zmieniająca się z czasem upływu wyścigu. W wyścigach motocyklowych nawierzchnia się nie zmienia, jest cały czas taka sama w czasie wyścigu i nie potrzeba takiego jak w Motocrossie przygotowania kondycyjnego. Tu ważniejsze jest przygotowanie motocykla, dobór opon, większa precyzja w jeździe, przyzwyczajenie się do prędkości i mocnych do hamowań do zakrętów.
Czym był dla ciebie start w Pucharze Suzuki GSX-R Cup?
MK: Jak wcześniej wspomniałem chciałem podejść do wyścigów poważniej i zdobyć większe doświadczenie, a Puchar Suzuki i otoczenie wokół niego dawały taką możliwość.
Jak podobała ci się tegoroczna nagroda?
MK: Bardzo ciekawa nagroda, o którą warto było walczyć. Jestem zadowolony, że zobaczyłem Grand prix Macao w Chinach. Zawody, na których zawodnicy ścigają się przez środek miasta dotykając na zakrętach barkami i kaskami boczne bariery. Nocowałem w hotelu, w którym było największe Kasyno na świecie. W tak krótkim czasie zwiedziłem Hong Kong, poznałem kulturę tamtych ludzi, która jest całkiem inna od naszej. Dużo rzeczy jest nie do opisania, które trzeba by było przeżyć i zobaczyć na własne oczy.
Jak oceniasz tegoroczny sezon WMMP?
MK: Ten sezon zawsze będzie mi się kojarzył z tragicznym wypadkiem Kuby Dereckiego, o którym było bardzo głośno. Ścigałem się wcześniej w Motocrossie, gdzie widziałem i sam odczuwałem wypadki, o których trzeba było zapomnieć, otrzepać się i ścigać dalej. Lecz ten wypadek pomimo tak szybkiej i znakomitej interwencji, którą trzeba pochwalić naprawdę mną wstrząsnął. Poza tym myślę, że sezon przebiegł dobrze i bez większych wpadek.
W tym roku byłeś też drugi w Pucharze Polski klasy Rookie 600, gdzie zawodnicy na motocyklach Suzuki wypełnili całe podium. Jak oceniasz swoją postawę w tych zawodach?
MK: W Pucharze Polski przegrałem tylko z jednym zawodnikiem. Pomimo tego jestem zadowolony, ponieważ naprawdę trudno było startować w dwóch klasach, gdzie trzeba miedzy jednymi treningami i wyścigami jednej i drugiej klasy wszystko opanować i jeździć na różnych oponach. Ta sztuka mimo wszystko udała się biorąc pod uwagę fakt, że z bratem nie mamy mechanika, wszystko robiliśmy we dwóch. Przy okazji dziękuje naszym rodzicom, mojej żonie, kolegom i koleżankom za pomoc.
Jakie są twoje plany na przyszły sezon?
MK: Na pewno starty w WMMP i miejsce w pierwszej piątce, oczywiście spróbujemy z bratem startów za granicą, jak tylko znajdzie się dobry sponsor.
Najlepszy wyścig w tym sezonie?
MK: Ostatni w Pucharze Suzuki, bo zrobiłem mój rekord okrążenia na pucharowych oponach 1:40.930.