Autor: Paweł Nowicki
To był popołudniowy letni dzień. Zadzwonił do mnie Alek Dubelski, który oznajmił, że w salonie stoi „Kawka” do testowania. Właściwie to duża „Kawa” KLX450R. Nie zajmuje się na co dzień takimi motocyklami, w końcu ścigam się tylko crossówkami. Jednak ludziom takim jak Alek nie odmawia się, więc nie zastanawiając się długo pojechałem po nią i zabrałem w jedno z moich ulubionych miejsc, czyli piaskowy, mocno wybity tor w okolicach mojego domu. Bez skrupułów wrzuciłem KLX-a na głęboką wodę. Pomyślałem, że jeżeli dobrze będzie się sprawował w takich warunkach to poradzi sobie wszędzie.
Na początek trochę nudnych danych technicznych. Nudnych, ponieważ najciekawsza jest oczywiście praktyka i jazda. KLX450R napędza czterosuwowy, chłodzony cieczą silnik o pojemności 449 cm3. To układ DOHC z czterema zaworami. Pięciobiegowa skrzynia biegów. Do tego wszystkiego wyposażony cichy wydech, który nie zezłości sąsiadów lubiących ciszę i spokój. Generalnie silnik prosto od crossowej 450-tki, z wydechem, który skutecznie go zdławia. Motocykl porusza się na kołach wyposażonych z przodu 21-calową oponkę, z tyłu zaś w endurową osiemnastkę. I jeszcze jedno, w bak zalejemy aż osiem litrów paliwa, dzięki czemu bez stresu wybierzemy się na niedzielną lajtową przejażdżkę po okolicznych ścieżkach, czy też na kilka okrążeń na pobliskim torze motocrossowym.
Wystarczy tych suchych wiadomości, zobaczmy jak Kawasaki sprawuje się w terenie, czyli w tym do czego została zaprojektowana. Pierwsze odczucia z jazdy to przyjemny dźwięk wydobywający się wydechu, zawieszenie mięciutkie jak kanapa u babci, duża wrażliwość na ruchy manetki, porządne hamulce i dobra geometria ramy, pozwalająca z łatwością sterować motocyklem. Do tego wszystkiego coś, co zadowoli miłośników leśnych ścieżek, rozrusznik!!! Tak tak, rozrusznik! Koniec z męczącym kopaniem. Teraz przyciskamy guziczek i lecimy w trasę. I jeszcze jedna, tym razem niemiła wiadomość, a właściwie niedopatrzenie konstruktorów. Boczna stopka na sprężynę, która nie jest zabezpieczona gumką, która dodatkowo podtrzymywałaby ją w trakcie jazdy. Ten mankament możemy darować japońskim konstruktorom. Polak potrafi, więc z pewnością posiadacz Kawasaki KLX450R upora się z tym problemem.
Moc KLX-a nie jest porównywalna z crossową wersją 450-tki. Motocykl jest słabszy i łagodniejszy, dzięki czemu daje dużą przyjemność z jazdy osobą, które traktują motocykl jako weekendową maszynę na motocrossowy tor lub okoliczne lasy. Przerażać może moc w dolnym zakresie obrotów. Dzięki temu jednak silnik jest bardzo elastyczny i na żadnym biegu nie brakuje mu poweru. Podczas leśnych wypraw bez problemu poradzimy sobie z przeszkodami, które musimy pokonać na tylnym kole. Równie dobrze Kawasaki wyciągnie nas pod każdy podjazd, twardy, piaskowy, czy kamienisty. To, co ujarzmia „kawkę” to wydech z homologacją drogową, endurowe oponki, które dobrze sprawują się na każdym podłożu. Jednak przez niski profil kostki i jej rzadkie rozmieszczenie motor traci nieco mocy na typowym piaskowym torze motocrossowym. Jeśli po kupnie KLX-a miałbym coś w nim zmienić to byłaby to tylna zębatka. Dzięki mniejszej zębatce, ten dość mocny motocykl byłby przyjaźniejszy off-roadowym amatorom.
Po rozpędzeniu się czas na hamowanie. Świetne hamulce prosto od KXF-a 450. Z przodu dwu tłoczkowy zacisk z tarczą pływającą o średnicy 250mm. Z tyłu natomiast jedno tłoczkowy zacisk z tarczą o średnicy 240mm. To wszystko zagwarantuje nam szybkie wytrącenie naszego motocykla z dużej prędkości, a dzięki pływającej tarczy z przodu możemy hamować jeszcze mocniej przodem, przy czym jest mniejsze prawdopodobieństwo uślizgu przedniego koła i wywrotki. Krótko mówiąc praca tej tarczy podobna jest to działania samochodowego systemu ABS.
Skoro już się dobrze rozpędziliśmy i udało nam się skutecznie zahamować, czas na komfort jazdy, czyli zawieszenie i prowadzenie. Jak każdy zawodnik motocrossowy przyznaję, że najważniejszym elementem motocykla jest zawieszenie. Tylko dzięki dobremu zawieszeniu możemy szybko pokonywać dziury na prostych, skakać odpowiednio daleko, szybko dojeżdżać do zakrętów, a także szybko z nich wyjeżdżać. Typowe crossowe zawieszenie powinno być bardzo twarde. Jednak nie nadaje się ono do turystycznej jazdy. Dlatego też spróbowałem wcielić się w rolę amatora „kąpieli błotnych”, pojeździć nieco wolniej i zobaczyć jak zachowują się amortyzatory i tylny teleskop w takich warunkach. Na dużych piaskowych dziurach motocykl płynie wchłania muldy, zaznaczam jednak, że odbywało się to przy nie dużych szybkościach. Podczas niedużych skoków, kiedy lądujemy na płaskim podłożu motocykl zachowuje się stabilnie, gorzej jest jeżeli wykonamy duży skok, ale takich lotów z pewnością nie będą wykonywali nabywcy tego typu motocykla. Dla zawodnika ważne jest jak zachowuje się z motocyklem podczas dojazdów do zakrętów. Tam gdzie występują tzw: „breaking bumps”, czyli gęste, nie duże, ale bardzo ostre dziury, które powodują podbijanie motocykla, a w rezultacie wolniejszy wjazd w zakręt bądź wypadnięcia z niego. W tym przypadku testowany KLX450 również sprawuje się dobrze, jednak głównie kiedy jedziemy ze średnią prędkością. Podczas wyjść z zakrętów gdzie pojawiają się dziury, tzw: „acceleration bumps” motocykl przyspiesza równo, chyba że w zakręcie pojawią się naprawdę duże kanty. Na prostych leśnych ścieżkach, gdzie zwykle nie występują wyboje motocykl zachowuje się dobrze, możemy pokonywać łuki slajdami, a występujące korzenie pokonuje się jakby ich nie było. Zawieszenie oceniam pozytywnie. Motocykl może być nieco za miękki dla osób powyżej 80 kilogramów wagi, natomiast nabywcy z niższa wagą z pewnością będą zadowoleni.
I jeszcze jeden aspekt, który podczas testu dokładnie zbadałem. Rama i prowadzenie motocykla. Budowa i kąty ramy zostały przeniesione z crossowej wersji. Główka ramy została tak zaprojektowana, żeby motocykl świetnie radził sobie w ciasnych zakrętach. Na prostych odcinkach Kawasaki prowadzi się dobrze. To co bardzo mi się spodobało to zwinność i skrętność motocykla, a jedyny minus to waga. Może być uciążliwa w czasie długich, ciężkich wypraw, kiedy przydarzy nam się zatopić w błocie i będziemy musieli wyciągać naszą maszynę. Powiedzmy, że w zamian za tą niedogodność dostajemy rozrusznik. I jeszcze jedna sprawa - przednia lampa. Przyda się na wtedy, kiedy zagadamy się z kumplami w podczas harców na KLX’-ie. Dzięki lampie bez problemu wrócimy do domu po zachodzie słońca.
Na koniec kilka słów podsumowania testu Kawasaki KLX450R. Japończycy zbudowali motocykl dla do osób szukających wrażeń na leśnych ścieżkach i chcących zmierzyć się czasami z torami motocrossowymi. Bardzo dobrze wypada elastyczny silnik, który jest może troszeczkę za mocny w dolnym zakresie obrotów, co może sprawiać pewne problemy początkującym użytkownikom. Zawieszenie KLX dobrze sprawuje się w lekkim terenie. Zapomnijmy o nauce skoków, czy szybkiej jeździe po dużych dziurach. To nie crossówka. Dzięki konstrukcji podwozia Kawasaki prowadzi się świetne i dość szybko podporządkujemy sobie motocykl. Na koniec nie zapominajmy o rozruszniku i przedniej lampie.